środa, 7 lipca 2010

O przygodach z wychowaniem fizycznym i innych działaniach zmierzających do zamknięcia tego roku akademickiego.


Zacznę może od tego, że wczoraj wieczorem włączyłam sobie simsy...tak a propos sesji... pierwszy raz od roku albo coś w tym guście... bo Helmwiege zostawiła kompa a ma na nim Sims 3...
Szał jakiś mnie ogarnął. Stworzyłam siebie, piękną zgrabną i powabną, wyszłam za jegomościa stworzonego na obraz i podobieństwo platonicznej niemożliwej i niedostępnej miłości mojego życia i jak już zaszłam w ciążę to uprzytomniłam sobie że gram chyba piątą godzinę... a dziś narodził się nasz synek.
Simsy to zło. DUUUŻE zło.

* * *

A z cyklu przygody uczelniane Sieglindy:

Historia Pewnego Zaliczenia.

Nie mogąc skontaktować się ze swoją prowadzącą wf, Panią X , bo ta nie odpowiadała na maile, Biedna Uciśniona Studentka zadzwoniła do Zakładu Wychowania Fizycznego i Sportu (bo to strasznie daleko i na darmo jechać w piękny lipcowy dzień się jej nie chciało). Przedstawiła sytuację Pani W Sekretariacie. Pani W Sekretariacie rzecze, iż Pani X będzie dopiero w sierpniu. To już wiedziała Biedna Uciśniona Studentka i już miała czarne wizje przedłużania sesji i temu podobnych okropności. Ale Pani W Sekretariacie niczym grom z jasnego nieba (a przynajmniej mała błyskawica), pyta Biedną Uciśnioną Studentkę czy ma wpis w USOSie. Myśli sobie Heroina Tragiczna "ki uj" i mówi zgodnie z najszczerszą prawdą, że nie wie. Pani W Sekretariacie na to, że jeśli Pani X wpisała ocenę w USOSie, to Uciśniona Studentka może przyjechać tam do Zakładu i każdy zaliczenie może wpisać, bo ocena jest.
Z jednym okiem pomalowanym, z tuszem do rzęs w dłoni, z drżącym sercem, myląc się trzy razy, loguje się Cud Nadobne Dziewczę do USOSa, (upiornego syfiastego okropnego systemu) (z drżącym sercem, bo na tym wfie była z pięć razy w tym semetrze, ach te drogi i zamiecie śnieżne, ach te beznadziejne dyliżanse...) i po dłuższych poszukiwaniach, bo system jest strasznie skomplikowany odszukała zakładkę oceny.

Semestr Letni 2009/2010 - zgadza się.
Taniec - zgadza się.
Zajęcia wychowania fizycznego: 5 - trudno się nie zgodzić :)

Koniec.

* * *

Tym sposobem dziś byłam po wpis z informatyki, jutro po wpis ze szkolenia bibliotecznego i z wfu - i mogę oddać wreszcie ten indeks do dziekanatu i przez najbliższe dwa miesiące nie myśleć o studiach (no, jak już się dowiem czy dostałam się na muzykologię).

Po drodze trafił mnie szlag milion razy, ponieważ na Wildzie remontują tory tramwajowe. Idę zatem najpierw po bułeczki do Pani Reni, posyłając jej w ciągu dwóch minut pobytu w piekarni jakieś osiemnaście promiennych uśmiechów (tak taak, jednorazowe oswojenie kota to jeszcze nie wszystko...). Następnie zmierzam na przystanek autobusu "ZA TRAMWAJ" i po dłuższym oczekiwaniu wsiadam wreszcie, spodziewając się wysiąść na Świętego Czesława. Ależ, gdzie tam. Otóż autobus "ZA TRAMWAJ" z sobie i MPK tylko znanych przyczyn zmienił trasę, i objechał pół Poznania, nim mogłam wysiąść na Rynku, by przesiąść się w tramwaj linii 9, jeżdżący według "wakacyjnego" rozkładu jazdy, przynajmniej teoretycznie. Ale na tym nie koniec. Jedzie jedna dwójka, jedzie druga... dziewiątka przyjechała dopiero trzecia z kolei. Dotarłam na uczelnię po ponad godzinie od wyjścia z domu, podczas gdy normalnie docieram w dwadzieścia minut. Miałam mord w oczach....

A potem w tramwaju wracając zaczęłam czytać Cudzoziemkę której nigdy nie udało mi się dorwać w bibliotece w liceum, (a w miejskiej w rodzinnym mieście siedzą takie małpy, że flegmatyczny anioł wyszedłby stamtąd trzaskając drzwiami) potem zapomniałam, potem brak było czasu... potem dopadłam słuchowisko na chomiku, i wreszcie dziś wypożyczyłam (obok dwóch powieści Hardy'ego)... przeczytałam jednym tchem i do teraz jestem lekko rozkojarzona... robiąc zakupy zapomniałam oczywiście o paru kluczowych elementach takich jak na ten przykład srajtaśma. Czasem tak mam, przy niektórych książkach. A ta jest bardzo "moja".

* * *

Na zakończenie, z cyklu Staniki Gotują:


MISTRZOWSKI CHŁODNIK SIEGLINDY

Składniki na dwie osoby:

duży pęczek botwinki
jogurt naturalny 400ml, najlepiej typu greckiego, gęsty
5-6 niewielkich młodych ziemniaków
trzy jajka
pęczek koperku
pęczek pietruszki
garść kiełków rzodkiewki
dwa ząbki czosnku
pół kostki bulionowej
łyżka masła
sól
pieprz


Botwinkę myjemy, obieramy, kroimy w drobniutką kostkę. Czosnek wyciskamy przez praskę. Rozkruszamy kostkę rosołową. Wrzucamy całość do garnka, zalewamy wodą (tak, by zakrywała składniki, ale żeby nie było jej zbyt dużo). Dodajemy masło. Gotujemy 15-20 minut na niewielkim ogniu. Odstawiamy do wystygnięcia

Ziemniaki myjemy, jeżeli się nadają to najlepiej ugotować je w mundurkach, ale nie jest to konieczne - można je obrać i ugotować zwyczajnie w lekko osolonej wodzie. Przestudzone obieramy ze skórki, przekrajamy na połówki lub ćwiartki zależnie od wielkości ziemniaków.

Jajka gotujemy na twardo, kroimy w ćwiartki.

Do ugotowanej i przestudzonej botwinki dodajemy jogurt, doprawić solą i pieprzem. Mieszamy, przykrywamy i wstawiamy na godzinę do lodówki.

Po wyjęciu z lodówki i rozlaniu na talerze, układamy ćwiartki ziemniaków i jajek, posypujemy obficie koperkiem, pietruszką i kiełkami.

Smacznego!!!


3 komentarze:

  1. Macie sims 3!?! Pogram jak przyjadę... W 2 udało mi się stworzyć Ciupkę (Renn potwierdzała autentyczność) i akurat tak się złożyło,że wtedy odkryłem, iż w simsach da się zakochać w sobie 2 mężczyzn... Miłość kwitła, ale Ciupka miał babkę na boku... :/

    OdpowiedzUsuń
  2. mamyyyy! znaczy Sara ma... Ja i miłość mojego życia mamy tam już pięcioro dzieci... nie zapowiadało się, ale oni oboje bardzo chcą mieć córeczkę a póki co mam pół drużyny piłkarskiej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. NA MOIM KOMPIE?!!?!?!??!?!?!?!?!?!?!?
    JA CI DAM TY PODŁA..TY..tyy..pf.
    a chłodniki są fuj. a botwinka jeszcze bardziej fuj.

    OdpowiedzUsuń